Tłumaczenia w kontekście hasła "Właśnie odszedłem" z polskiego na angielski od Reverso Context: Doceniam to naprawdę, ale właśnie odszedłem. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja
ukończył 50 lat lub stał się niezdolny do pracy już po śmierci współmałżonka, lecz nie później niż 5 lat od jego śmierci albo od zaprzestania wychowywania dzieci. Ustawodawca przewiduje także w przepisach tzw. okresową rentę rodzinną dla wdowy (lub wdowca), która nie spełnia powyższych warunków i nie ma źródła utrzymania.
Odszedłem od żony i pozwoliłem wykreślić się na zawsze z rodziny, bo zrozumiałem, że tylko w ten sposób będzie szczęśliwa. Tak naprawdę Halina nigdy mnie nie kochała, a na oświadczyny odpowiedziała „tak” tylko dlatego, że zbliżała się do wieku, w którym kobiety panicznie obawiały się staropanieństwa.
Z Ewą spotykam się od czasu do czasu, gdy odwiedzam Paulinkę. Zależy mi na tym, by moje córki, a może i żony, była i obecna, się zaprzyjaźniły, ale na razie chyba żądam zbyt wiele. Zależy mi na tym, by moje córki, a może i żony, była i obecna, się zaprzyjaźniły, ale na razie chyba żądam zbyt wiele.
Nurofen dla dzieci - na "zawsze coś" bezowsików.pl; Akademia Zdrowego Brzuszka; Ważny Temat - Brakujący element twojej diety; Ważny Temat - Czas mamy i córki; Zaszczep dziecko przeciwko pneumokokom; Lipikar – z myślą o skórze Twojego dziecka; Ważny Temat - Kreatywnie z dzieckiem; Wspieramy Was od 1. dnia
Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd. Drogi mężu: Piszę ten list, aby powiedzieć Ci, że zostawiam Cię na dobre. Byłam dla Ciebie dobrą żoną przez siedem lat, ale dłużej już tak nie mogę. Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie piekłem. Twój szef do mnie dziś zadzwonił i powiedział, że odszedłeś z pracy – to przelało czarę goryczy. W zeszłym tygodniu przyszedłeś do domu i nawet nie zauważyłeś, że mam nową fryzurę, pomalowane paznokcie, ugotowałam Twój ulubiony obiad, a jakby tego było mało założyłam seksowną bieliznę. Nie zwróciłeś na mnie uwagi, a obiad zjadłeś w dwie minuty i od razu poszedłeś na górę oglądać mecz. Od dawna nie mówiłeś mi, że mnie kochasz, nie wspominając o czułościach wobec mnie. Albo mnie zdradzasz albo po prostu mnie nie kochasz… W każdym razie odchodzę od Ciebie. Nie próbuj mnie szukać. Razem z Twoim BRATEM wyprowadzam się z miasta! Powodzenia w życiu! Twoja była żona Mąż także zdecydował się napisać parę słów żonie. Droga była żono, Twój list mnie powalił. To prawda, że byliśmy małżeństwem przez siedem lat, ale kobieta którą poślubiłem nie jest tą, którą miałem później przy boku. Oglądam tak dużo telewizji, aby nie musieć słuchać Twojego ciągłego zrzędzenia i marudzenia. Szkoda, że to nie działa. Nie powiedziałem nic o Twoim ścięciu włosów, ponieważ gdy Cię zobaczyłem to od razu pomyślałem, że wyglądasz jak chłopak! A moja mama uczyła mnie, że jeśli nie ma się nic miłego do powiedzenia to lepiej milczeć. Kiedy niby ugotowałaś mój ulubiony obiad to chyba pomyliłaś mnie z MOIM BRATEM, bo ja przestałem jeść wieprzowinę siedem lat temu! Poszedłem od razu spać, gdy stanęłaś przede mną w seksownej bieliźnie, ponieważ widniała na niej jeszcze cena: 100 złotych… Modliłem się, że to tylko przypadek, że mój brat dokładnie tyle samo pożyczył ode mnie dziś rano. Mimo to ciągle Cię kochałem i czułem, że możemy nad sobą popracować. Kiedy dowiedziałem się, że wygrałem milion złotych w lotto od razu odszedłem z pracy i kupiłem dla nas dwa bilety na Jamajkę. Tak bardzo chciałaś tam polecieć… Jednak kiedy przyszedłem do domu – Ciebie już nie było. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Mam nadzieję, że w końcu masz życie, którego tak bardzo chciałaś. Mój prawnik powiedział, że dzięki Twojemu listowi nie dostaniesz w sądzie ode mnie ani grosza. Cóż, dbaj o siebie. Nie wiem, czy mój brat Ci powiedział, ale urodził się nie jako Karol, a Karolina. Mam nadzieję, że to nie jest dla Ciebie problem. Powodzenia, Twój były mąż.
Sojka twierdził, że rozstał się z Trelą, bo aktorka chciała, aby odgrodził się od rodziny i nie utrzymywał kontaktów z Nie mogła unieść faktu, że nie zamierzam opuścić dzieci, że chcę być dla nich ojcem i mieć dobre stosunki z ich matką – cytuje słowa wokalisty Na rzeczywistości powód był bardziej prozaiczny – po sześciu latach związku, gdy oboje mieli dość nieporozumień i kłótni, Trela po prostu odeszła od Sojki. Aktorka porzuciła go dla dziennikarza muzycznego Roberta gdy ona zaczęła układać sobie życie u boku nowego partnera, zrozpaczony Sojka pocieszenia szukał w alkoholu i Ta miłość spowodowała niewyobrażalne turbulencje w moim życiu rodzinnym – powie później w Twoim Stylu. - Odszedłem od żony i synów. Ale dzięki temu dostałem bolesną naukę. Narozrabiałem, choć nie było warto.
Post kierowany głównie do kobiet które żyły w idealnym związku ale z chęci poprawienia go na maksa. Zmieniły idealnego partnera na człowieka, którego nawet nie wiedzą czy kochają… Są tu w ogóle takie? Bo wydaje mi się że to tylko ja byłam tak idiotyczne głupia… Który miał być przecież lepszym modelem a okazał się.. Same oceńcie. Ale do sedna. Przed obecnym partnerem zylam (teraz tak mi się wydaje, gdy mam porównanie) w idealnym i dosyc długim związku. Mój były partner był czuły,kochający, domyślny, inteligentny, pracowity, męski, dbał o siebie i przede wszystkim o mnie. Traktował mnie z szacunkiem i wzbudził wielka wartość we mnie, o której nawet nie miałam pojecia. Zawsze zaznaczal że jestem dla niego ważna. I tak się czułam. W jego ramionach nawet największy problem stawał się blachy. Nasze życie na prawdę było bardzo udane. Aż zbyt udane. Był jeden problem. On był bardzo spokojnym człowiekiem. Ja również ale od dłuższego czasu czułam że się duszę, że potrzebuję czegoś innego. Z poprzednim nigdzie nie wychodzilam. Imprezy ale tylko domowe. Towarzystwo przyjaciół i rodziny. Broń boże żebyśmy poszli na dyskotekę czy coś w ten deseń. Przeszkadzało mi to i wiele razy mu o tym wspominałam. Już doszło do tego że każdego dnia dusilam się na maksa… Rozstalismy się. W niedługim czasie poznałam obecnego partnera. Zaimponowal mi beztroskim życiem. W mgnieniu oka zauroczylam się. Szybko zaczęliśmy mieszkać razem. Z poprzednim dopiero o tym zaczelismy gadać przed rozstaniem. Gdy ja już wiedziałam że nic z tego nie będzie. Sielanka jednak nie trwała długo bo po roku zaszlam w ciążę. Od tego momentu jest coraz gorzej. Nasze dziecko ma dwa lata. I od tych dwóch lat, jakby coś się między nami popsuło, wygasło. Nie jest już jak dawniej. Mój obecny przed pojawieniem się dziecka. Można powiedzieć że traktował mnie prawie z naciskiem na prawie tak samo jak mój były. Wydawało mi się, że właśnie potomstwo spaja związek. Ale niestety nie u mnie. Mój facet. Mam wrażenie że zapomniał że jesteśmy dalej młodzi i że powinniśmy sobie okazywać jak najwięcej miłości. Której ja tak potrzebuje. Żeby żyć kochajac kogoś i czuć się kochanym. U mnie natomiast życie partnerskie polega tylko o wyłącznie na wychowywaniu dziecka. Nie rozmawiamy na tematy które nas bolą. Nie okazujemy sobie miłości. Nie mówimy komplementow. Żyjemy razem a jednak osobno… Partner przestał o siebie dbać, gdy ja to robię na codzień. Mam wrażenie że przestaje go kochać a on z kolei też nie pozostaje dluzny. I do tego ta chęć przeglądania internetu. I wiszenia na telefonie. Nie cierpię tego. Nie dość że połowę uwagi poświęca dziecku to w dodatku następne pół poświęca smartfonowi… A gdzie w tym wszystkim ja? Tak tęsknię za swoim dawnym życiem. Za miłością która ktoś mnie obdarowywal. Swoim czasem i uwaga… Wiec kobiety, jeżeli będziecie w podobnej sytuacji albo już jesteście. Zastanówcie się 150 razy czy jesteście tego pewne.
Tyle że Ani już nie było, a bez niej nic nie miało sensu. Nawet… to dziecko. Wstałem z krzesła i odwróciłem się plecami do własnej córki, po czym szybko odszedłem. Są takie sytuacje, których człowiek nie zapomni do końca życia i które zawsze będą go prześladować, choćby nie wiem co. Mnie coś takiego właśnie spotkało. Nigdy sobie nie wybaczyłem, chociaż na nowo próbuję budować swój świat. Ale to będzie ze mną zawsze i wszędzie. Kiedy poznałem moją żonę, byłem najszczęśliwszym facetem na świecie Motyle w brzuchu, te sprawy. To było dziwne, bo czasy szczenięce miałem już dawno za sobą. Ania miała dwadzieścia dziewięć lat i wydawała mi się najwspanialszą kobietą pod słońcem. Kiedy się śmiała, śmiał się każdy w jej otoczeniu. Potrafiła poprawić humor kilkoma słowami i jak nikt piekła sernik z ricotty. Nie chciałem długo czekać ze ślubem. Pobraliśmy się w moje trzydzieste szóste urodziny, niecały rok po naszej pierwszej randce. Idylla wcale nie zmieniła się w rutynę codzienności, gdy tylko nałożyliśmy sobie obrączki. To było niesamowite, ale z dnia na dzień czułem się szczęśliwszy. Kiedy znajomi podśmiewali się ze mnie, twierdząc, że w końcu miesiąc miodowy się skończy, wiedziałem swoje. Nigdy nie przestanę kochać Ani, zawsze będzie tą najważniejszą i jedyną. To Ania zaczęła mówić o dziecku Najpierw nieśmiało napomykała, potem toczyliśmy już poważne rozmowy na ten temat. W sumie nie było na co czekać. Mieliśmy mieszkanie, dobrą pracę, ona bardzo pragnęła zostać matką, a ja chciałem ją uszczęśliwiać. No i wzruszała mnie myśl o maleńkiej istocie, łączącej w sobie część mnie i część jej. Nie obyło się bez problemów, bo mimo usilnych starań Ania nie mogła zajść w ciążę. Robiliśmy mnóstwo badań i całe to płodzenie stawało się coraz bardziej męczące, ale czego się nie robi dla ukochanej kobiety. Wreszcie zaskoczyło. Dwie kreski na teście, radość nie z tej ziemi. Byliśmy w ciąży! Jeszcze kilka miesięcy i powitamy na świecie nasze maleństwo. Zaczęło się kompletowanie wyprawki, malowanie pokoju, kupowanie mebelków, aby maluch miał to, co trzeba. Ania tuliła się do mnie wieczorami i opowiadała, jak to będzie cudownie, gdy nasz syn lub córka zacznie chodzić, mówić, rozrabiać… Marzyłem o tym. Jej marzenie stało się moim i nie mogłem się doczekać końca ciąży Chciałem poznać tego małego człowieka, którego będę prowadził przez jakiś czas przez świat. Kiedy wyniki badań zaniepokoiły lekarza, Ania szalała już wyłącznie w sklepach internetowych, leżąc na naszej kanapie w salonie. Musiała się oszczędzać. Ginekologa martwiły puchnięcia nóg, rąk i twarzy, wysokie ciśnienie… Kazał jej bezwzględnie leżeć w domu, a potem, na ostatnie dwa miesiące, skierował do szpitala. Tęskniłem za nią jak wariat. Brakowało mi jej ciepłego ciała, do którego mogłem przytulić się w nocy, zapachu jej włosów, które myła cytrynowym szamponem, mruczenia przez sen… Starałem się spędzać w szpitalu tyle czasu, ile tylko mogłem, ale zawsze było mi za mało. – Do jutra, Teo, kochanie ty moje! – pożegnała mnie jak zawsze i uśmiechnęła się, gdy odwróciłem się w drzwiach. – Do jutra, skarbie! – posłałem jej buziaka w powietrzu, którego ze śmiechem złapała w dłoń i przycisnęła do serca. Taką ją zapamiętałem. To był ostatni raz, kiedy widziałem moją żonę żywą W nocy nagle dostała rzucawki. Zrobili cesarkę. Serce Ani nie wytrzymało. Kiedy zadzwonili do mnie nad ranem, kobieta, która kazała mi szybko przyjechać, nie wyjaśniła niczego. Dopiero kiedy dotarłem do szpitala, mówiąc pierwszej złapanej pielęgniarce, że zostałem wezwany, dowiedziałem się, że mam córkę. Ale nie mam żony. Siedziałem na korytarzu, patrząc się tępo w ścianę naprzeciwko, na której wisiał plakat zachwalający pozytywy płynące z karmienia piersią. Ania też chciała karmić nasze dziecko piersią. Czytała o tym, rozmawiała z innymi kobietami w szkole rodzenia i dopytywała położną. A teraz… – Tu jest twój tata… – usłyszałem głos i gdy odwróciłem głowę, zobaczyłem pielęgniarkę z noworodkiem w szklanym wózku. – Bardzo współczuję straty… – powiedziała cicho. – Ale ten promyczek rozjaśni trochę pana życie. Spojrzałem w głąb wózka. Zobaczyłem czerwoną, pomarszczoną buzię. Reszta ciała była schowana pod warstwami ubranek i chusty, w którą zawinięto dziecko. Moje dziecko. Moje i Ani. Tyle że Ani już nie było, a bez niej nic nie miało sensu. Nawet… to dziecko. Wstałem z krzesła i odwróciłem się plecami do własnej córki, po czym szybko odszedłem. Nie mogłem na nią patrzeć Nie chciałem. Nie chciałem zobaczyć w jej twarzy choć najdrobniejszego rysu podobieństwa do mojej Ani, bo chyba zwariowałbym z rozpaczy. W domu wyłem, nie przejmując się tym, że sąsiedzi słyszą. Tylko tak umiałem wyrzucić z sobie choć trochę tego potwornego żalu, smutku, przerażenia i beznadziei. Nie chciałem sięgać po alkohol, nie chciałem rozwalać mebli ani tłuc talerzy. Leżałem i wyłem, co nawet nie przypominało płaczu człowieka, tylko jęki rannego zwierzęcia. Tak się czułem – jak skrzywdzone, cierpiące zwierzę, które nie rozumie, co się z nim i wokół niego dzieje. Zorganizowałem pogrzeb, nie wiedząc właściwie jak. Zdałem się na wybór pracownika domu pogrzebowego. To przecież nie była taka sytuacja, że zmarła miała czas i przemyślała, jak chce być pochowana. To była tragiczna pomyłka losu. Stałem nad grobem Ani wraz z jej dalszą rodziną i przyjaciółmi, i nie byłem w stanie udzielić im odpowiedzi na ponawiane pytanie: „Co z dzieckiem?”. Sam nie wiedziałem. Byłem ojcem tego dziecka, ale totalnie nieprzygotowanym do tego, by zajmować się nim samodzielnie. To Ania miała karmić piersią, ja najwyżej mogłem jej podać dziecko z łóżeczka. Miałem iść teraz na tacierzyński? Bez Ani to wyczekiwane, wymarzone dziecko nie miało… znaczenia Nie tego pragnąłem. Chodziłem od ściany do ściany, podejmując najbardziej bolesną decyzję w moim życiu. Rozważałem wszystkie za i przeciw, a gdy świt w końcu zajrzał do moich okien, spakowałem wszystko, co mogłem i pojechałem do szpitala. Pytali tysiąc razy, czy jestem pewien. Podejrzewali, że z rozpaczy mi odbiło. Proponowali czas na zastanowienie się, skoro dziecko i tak musiało jeszcze dwa tygodnie leżeć w inkubatorze. Nie chciałem się zastanawiać. Wiedziałem już teraz, że nie będę dobrym ojcem dla tej małej dziewczynki. Zawsze gdzieś pod skórą będzie się czaiła pretensja, że to przez nią straciłem ukochaną kobietę. Bałem się, że mniej lub bardziej świadomie zacznę się mścić i nie powstrzymam się przed krzywdzeniem tego dziecka. Podpisałem dokumenty, zostawiłem spakowaną wyprawkę i wyszedłem ze szpitala. Nie obejrzałem się za siebie. Ani razu. Od tamtej chwili minęło sześć lat Dwa lata temu poznałem kobietę, która wniosła w mój zalany czarną farbą świat trochę uśmiechu. To nie jest to samo co tamto, ale wiem, że musi mi wystarczyć. Już nigdy nie będzie tak samo jak wtedy. Basia jest ciepłą i dobrą osobą. Zasługuje na szczęście, więc daję jej tyle, ile jestem w stanie z siebie wykrzesać. Trzy tygodnie temu urodził nam się syn. Całą ciążę trząsłem się nad Basią i niemal nie spałem z nerwów. Bałem się powtórki, bałem się, że los znowu ze mnie zadrwi. Tym razem było jednak inaczej. Tym razem moja żona tańczyła niemal do ostatniego dnia przed porodem. Tym razem byłem przy niej. Trzymała mnie za rękę, ściskała, przeklinała i śmiała się. Tym razem od razu po porodzie tuliliśmy do siebie nasze dziecko, wierząc, że damy mu dom, rodzinę i szczęście. Tym razem nie zawiodłem. Zawiodłem tamto dziecko, zostawiając je samo w szpitalu, bez poczucia bezpieczeństwa i miłości, bez dużej, ciepłej dłoni, w której mogłoby schować swoją małą rączkę. Myślę o niej. Codziennie. Co robi, jak wygląda, czy śmieje się jak Ania, czy ma mój grymas, gdy jestem znudzony. Czasem myślę, że chciałbym ją zobaczyć, porozmawiać z nią, zapytać o to, o co ojciec może zapytać córkę. Nie mam pojęcia o co, bo nigdy nie byłem prawdziwym ojcem. Ale wiem, że nigdy nie będę jej szukał. Nie chcę niszczyć jej życia, bo pewnie jako noworodek z czystą sytuacją w dokumentach szybko została adoptowana. Mam nadzieję, że trafiła na lepszego ojca, niż ja kiedykolwiek mógłbym być. Patrzę w oczy mojego syna i mam wrażenie, że on wie. Wie o mnie wszystko i wszystko rozumie. I wybacza, bo jest mądry jeszcze tamtym życiem, po tamtej stronie. Obiecuję mu, że będę lepszym ojcem dla niego niż dla jego siostry. Czy mi się uda? Nie wiem… Teodor, 42 lata Czytaj także: „Nie zaszczepiłam córki, bo uważałam to za bzdurę. Teraz Martynka leży w szpitalu i cudem uniknęła śmierci" „Byłam sama i bezradna. Musiałam oddać syna po porodzie, bo miałam tylko 17 lat. Niczego tak bardzo nie żałuję” „Bałem się oddać syna do przedszkola. I słusznie. Łukasz zapierał się rękami i nogami, żeby tam nie wracać"
fot. Adobe Stock Siedziałem za kierownicą samochodu i smutnym, nieobecnym wzrokiem gapiłem się w dal. Przede mną i za mną stały rzędy unieruchomionych porannym korkiem aut. Nie to mnie jednak martwiło. Na pierwszy rzut oka byłem człowiekiem sukcesu. W sile wieku, na dobrej posadzie, niezależny finansowo i emocjonalnie. Wciąż jeszcze przystojny, zadbany, w świetnej formie. Mogłem korzystać z życia pełnymi garściami. I to robiłem! Zaledwie dziś rano, zanim włożyłem garnitur i chwyciłem służbowy laptop, pożegnałem w progu swojego mieszkania długonogą i 20 lat młodszą dziewczynę. Kolejna niezobowiązująca znajomość, jeszcze jedno ponętne ciało do kolekcji. Takie właśnie było moje życie. Szybkie, nasycone przyjemnościami, nieprzewidywalne. W każdej chwili mogłem zmienić plany na weekend, dowolnego dnia umówić się do knajpy. Byłem wolny i niezależny. Nic mnie już nie ograniczało – ani rodzina, żona, dzieci czy jakieś domowe obowiązki. Do licha! Przecież właśnie tego od dawna chciałem! Czemu więc teraz czułem się zagubiony i po prostu przygnębiony? Zrozumiałem swój błąd Pamiętam, że podobny smutek, choć sto razy mniejszy dopadł mnie, kiedy sprzedawałem swój ulubiony samochód. Auto było wygodne, szybkie i dobrze wyposażone. Świetnie się w nim czułem. Ale po trzech latach producent wprowadził już nowy model. Mój wóz, choć niezawodny i luksusowy, stał się nagle przestarzały. Znajomi pytali: „Staszek, kiedy wreszcie wymienisz go na nowy? Tamten ma 10 koni mechanicznych pod maską więcej i nowszej generacji tempomat”. Głupia sprawa, ale mniej więcej tak samo było z moim małżeństwem. Znaliśmy się z Jolą jak łyse konie, rozumieliśmy bez słów. Odchowaliśmy dwójkę dziś już dorosłych dzieci – Maciek kończył politechnikę, Iga była na stażu w USA. Spłaciliśmy niejeden kredyt, wyszliśmy cało z niejednej życiowej burzy. Byłoby oczywiście uproszczeniem powiedzieć, że nagle zapragnąłem wymienić ją na „nowszy model”. Albo że uległem podszeptom kolegów kuszących niedostępnymi dla żonatych urokami życia. Ale coś było na rzeczy. Z roku na rok czułem się coraz bardziej znudzony, przytłoczony monotonią codziennej rutyny i niedoceniany. Zacząłem się zastanawiać, czy warto trwać w związku, którego najlepszy czas przeminął kilkanaście lat temu? Jaki ma sens godzenie się na setki drobnych, ale uwierających jak piasek w bucie, kompromisów? Czy nie szkoda czasu na naprawianie drobnych usterek i zgrzytów? Przecież w dzisiejszych czasach nikt nie zawraca sobie głowy reperowaniem szwankującego telewizora, pralki, komputera. Teraz się takie rzeczy wyrzuca i na ich miejsce kupuje nowe. W końcu postąpiłem tak i z naszym małżeństwem. Zamiast łatać i scalać, po prostu wyrzuciłem je na śmietnik. Jola najpierw płakała, ale potem przystała na rozwód. Wyprowadziłem się do wynajętego mieszkania, kupiłem młodzieżowe ciuchy, częściej biegałem do fryzjera. Żyłem aktywnie, wymyśliłem sobie nawet modną pasję, angażowałem się w nietrwałe relacje z kobietami. I... czułem się jak król Lear obsadzony w roli Romea. Cholera, nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, nie da się przeżyć powtórnie szaleństwa młodości. Ani się obejrzałem, jak zacząłem rozdzierająco tęsknić za poprzednim życiem. Za dobrymi relacjami z dziećmi, które zniszczyłem, za Jolą, którą tak boleśnie zraniłem... Pozostało mi tylko jedno Rząd samochodów wciąż stał bez ruchu, ale ja nagle poczułem, że ani chwili dłużej nie chcę posuwać się z prądem. Skręciłem kierownicę, dodałem gazu i ryjąc kołami murawę rozdzielającą dwa pasma ulicy wykręciłem w stronę dawnego domu. Jola wychodziła zawsze później ode mnie do pracy, wiedziałem więc, że jeszcze zdążę ją spotkać, a nawet kupić po drodze kwiaty. Czy zechce dać mi drugą szansę? Nie miałem pojęcia. Wiedziałem natomiast jedno. Padnę jej do nóg i będę błagał o wybaczenie. Bez niej moje życie nie ma sensu. Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”„Moja żona zmarła przy porodzie. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i po prostu oddałem córkę do adopcji”„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat i bardzo długo to ukrywałam. Bałam się reakcji rodziców”
odszedłem od żony i dzieci